środa, 27 grudnia 2023

Z pamiętnika Boga - Powody i dowody nadczłowieczeństwa - główny element dowodu oraz DLACZEGO NIE WARTO PIĆ W NIEBIE.

 

 

 

Z pamiętnika Boga - Powody i dowody nadczłowieczeństwa - główny element dowodu oraz DLACZEGO NIE WARTO PIĆ W NIEBIE.

Gdy komponowałem cały plan pontyfikatu, próbując wbić się w wyłaniający się labirynt wydarzeń i ludzi, które niektóre były murami na wprost drogi a inne budowały drogę stojąc po świętej mojej lewicy i prawicy - tak samo było z ludźmi. Jedni byli mostami inni drogowskazami a jeszcze inni całą moją drogą. Tutaj na Ziemi wszystkie wydarzenia są stałe. Można je powtarzać w tych samych momentach jak taśmę lub je wygaszać przez zabójstwa, intrygi, działania celnie zmierzające do uformowania stanu rzeczy niemal, jak trawnika przed domem, którego właściciel modeluje wedle upodobań lub wedle scenariusza filmu - musi dzieło być doskonałe.
Aby wkomponować swój pontyfikat musiałem mieć umysł matematyka, perfekcję wyobraźni praktycznej, bo bazującej na danych - jak je nazywam - pierwotnych warunkach sceny oraz charyzmę i osobowość - mesjańskie. Mesjasz sam w sobie nie jest inny od reszty bohaterów historycznych, jednak ma rolę zmiany nurtu drogi bieżącej pokoleń - przynajmniej taki jest jego główny cel. Drugim jego celem jest takie prostowanie wad i zwrócenie rzeki losów w dobrym kierunku, ale przede wszystkim - otwarcie oczu i ucywilizowanie ludzi. W przypadku syna Boga Izraela - czyli mnie - miałem otworzyć oczy na łaskę i miłosierdzie, na pokój i miłość.
Miałem odwrócić pogardę w wsparcie. Materializm w gorliwą wiarę. Grzech w przebaczenie. Karę w litość. Oczywiście aby być prawdziwym muszę mówić o rzeczach wielkich, o ideach, o myśli o bardzo szerokim wachlarzu oddziaływania, ale ludzkość dopiero sama dojdzie do wniosków, gdy się sparzy. Na przykład, że są wyższe idee, które dominują inne, co kiedyś nauczy, że tak jak jest prawo decydujące, kiedy jesteśmy wolni, a kiedy zniewoleni, tak samo jest prawo co kochać a czego nie, co szanować a czego nie. Wolność też ma swoje ograniczenia ze względu na prawo własności i nietykalności, bo tam kończy się nasza wolność, gdzie zaczyna się wolność drugiej osoby, wtedy możemy dochodzić do porozumień, ale wcale nie musimy nalegać na jakiekolwiek relacje - są miłe, ale nie są koniecznością. W przypadku granicy wolności jest podobnie jak z granicą miłości. Oczywiście zanim do określenia zasad związanych z fundamentalizmem dojdzie, miną wieki, ale tak, jak żeby napić się wody potrzebujemy kubka lub łyżki - czyli czegoś co może zawrzeć pojemność wody, bo patykiem wody przecież nie nabierzemy, tak z miłością jest też. Można powiedzieć, że kultura miłości ma swoje zasady, ale świat musi dojrzeć, aby ją dostrzec i opisać.
Z prawem miłości jest też podobnie, nie można zmuszać do niej, nie można karać za jej brak, wiąże ona mir rodzinny i służy tworzeniu rodzin, ale zgodnych z prawem mojego ojca. Prawo Starego Testamentu wiąże zasadę naturalności stworzonej przez Ojca, tak jak naczynia mają funkcję i zepsutych się nie używa albo kubkiem się nie odbija ping-ponga, albo się odbija, ale służy do tego paletka. Paletką się wody nie da napić ani widelcem, dlatego fundamentalizm tak naprawdę bazuje na prawie naturalności przeznaczenia człowieka - na tym do czego został stworzony, w ramach tych zasad, które określają to co najbardziej dla człowieka powszechne i co jest darem od Boga. Odstępstwa to zawsze wykraczanie poza schemat, poza naturalność, która określa zdrowość i zgodność z tym do czego człowiek został stworzony. Tak samo jak nie daje się ludziom jeść odchodów na talerzu, tak samo jak nie wolno zabijać ludzi jak świń czy kur, tak samo jak krew powinna płynąć żyłami, a nie tryskać z rąk samobójców, tak samo jak życie jest ważniejsze od śmierci - tak wszystko powinno płynnie, naoliwione działać. Tryb jest potrzebny w maszynie, poza nią jest już nieużyteczny. Po tym, co jest naturalne i zdrowe trzeba mierzyć fundamentalizm. Ludzie się o tym przekonają. Wartości meandrują często upadają, gdy okaże się, że metoda ich urzeczywistnienia i warunki nie zgodziły się ze sobą, tak było z Socjalizmem i Komunizmem. A może to tylko nauka, że nie warto zapominać o Bogu? Nie mniej świat to potężna szkoła, gdzie nauczyciel - Ojciec dał zasady, które są wyjęte z pierwotnych funkcji człowieka i natury i są dostrojone do ludzkiego sumienia i duszy, ale zanim świat dotrze do prawdy - będzie musiał się sparzyć. Na pewno nie raz.
Wracając do mojego pontyfikatu - potrzebowałem argumentu, z którym nie da się dyskutować, pewnych pomników - obelisków, które postawione na mojej drodze nieco dadzą do myślenia mądrzejszym, mniej mądrym pokażą efektywnie wielkość mojej mocy boskiej, a niezainteresowanym i niewierzącym stworzą tematy rozmów i legend. To miały być CUDA. Jako że mam naturę filozofa, w końcu są fakty, których inaczej zrozumieć się nie da, postanowiłem zrealizować kilka cudów w stosunku do każdej z możliwości. W stosunku do materii ożywionej miały to być uzdrowienia, egzorcyzmy, czy zmartwychwstanie i w stosunku do materii nieożywionej miały to być - chodzenie po wodzie, rozmnożenie jedzenia, zamianę wody w wino. Zacząłem namysł nad pierwszą grupą. Znalazłem kilku kandydatów na swojej projektowanej przez siebie na linii losu drodze do uzdrowienia. Ludzie mają dusze, ale są uzależnieni od opieki Bożej i anielskiej, zasadniczo dają sobie radę w życiach, ale gdy cierpią - tak naprawdę tracą wiarę, jedynie najwytrwalsi pozostają wierni. Postanowiłem wybrać kilku chorych z dwóch grup - tych niewiernych i wiernych. Ci którzy wierzyli będą z siebie dumni, że nie stracili wiary, a ci którzy nie wierzyli nawrócą się i będą prawdziwymi ewenementami, solidnymi dowodami mojej posługi.
Podobnie mogło być również w przypadku obłąkania - czyli egzorcyzmów lub zmartwychwstania. Okazało się, że moje wybory, były najlepsze z możliwych. Nie starałem się na siłę oddziaływać na świadomość, chciałem robić swoje, a gra miała sama się realizować.
Podobnie jak z cudami - mój pontyfikat miał cudownie uzdrowić podupadające życie religijne żydów, dla których dobra materialne stawały się ważniejsze od Boga, miał również przypomnieć i upomnieć ludzkość - że Bóg nie zniknął, że nadal jest i przemawiać będzie przeze mnie - taką paranowelizacją prawa, a zasadniczo rozbudowaniem o wartości niezwykle istotne.
Z każdym dniem, kiedy rozmyślałem nad swoją misją i jej przesłaniem coraz więcej powstawało w mojej głowie, działałem jak stolarz albo rzeźbiarz, który każdym pociągnięciem dłuta kształtuje coś doskonałego. To moje coś - miało być doskonałe, ale bałem się czy nie biorę na swoje plecy za dużo, czy nie wypalę się zbyt szybko. Miałem być wszak zwykłym człowiekiem, o przeciętnej sile, co mogło zmienić perspektywę ciężaru pomiędzy boskim umysłem i ciałem i porównaniem obciążenia do możliwości. Niby wiedziałem, że muszę zrobić coś wielkiego, abym nie przepadł w głuszy ludzkich losów - w lesie różnych ludzkich ścieżek i śmierci, ale - powiem szczerze - To co osiągnę - będzie wyjątkowe.
Z drugiej grupy cudów - na materii nieożywionej - było wesoło.
Szczególnie wesoło, bo zasadniczo mniej były one męczące od cudów wymagających zdolności pracy z energią ludzką, a z drugiej strony - jak sobie pomyślę o np. chodzeniu po wodzie w burzy czy zamienianiu wody w wino - to uśmiech mi się poszerza, bo te cuda oddziaływały mocniej na świadomość ludzką, głównie na biednych ludzi, dla których moja droga miała odegrać największą rolę, ale w taki sposób, który traktuje jako drugą kategorię, bo duchowość i człowiek miały pierwsze miejsce na podium.
Ostatnim moim cudem stwierdziłem, że jeśli wszystkie pomysły zleją się na sztaludze w jeden obraz, w jedną przestrzeń spójności i wyrazistości - będzie zmartwychwstanie. Potężna energia jest w moim władaniu, rekonstrukcja ciała w czasie rzeczywistym, komórka po komórce, krew powstanie w krwi, dna stanie się znów dna. Prawa natury zostaną ostatecznie pokonane - ten finał jest absolutnie hollywoodski, wręcz tak nienaturalny, że nikt w to nie uwierzy, ale uważałem, że nie ważne jest czy ktoś wierzy dla samego zbawienia, czy z czystości i miłości do stwórcy, po prostu czy dla korzyści według zakładu Pascala, czy z niewinności i pierwotnych ludzkich odczuć, jak świadomość gdzieś w sercu, że mamy Ojca niebieskiego. Sama mądrość mojej treści kazań jest niepodważalnie dobrą drogą nowoczesności i też upomnienia wad i zgrubień na sumieniach obecnych w tamtych czasach Żydów.
Kto ma rozum i sumienie, kto nie sprzedał się posiadaniu i materializmowi, ten zrozumie, a jego życie nabierze większej wartości, bo będę duchem z nim i wesprę go, a w zasadzie moje prawa wesprą jego życiowy dobrobyt, bo w wartości, a nie dukaty.
Dużo piszę o anty materializmie, ale nie jest prawdą, że Bogactwo to czyste zło. Warto dzięki niemu czynić tym większe dobro. Tylko tak można zmyć skazę wad i ubłagać Boga o zbawienie w Niebie.
Zbierając do serca radość innych, którym pomagamy - stajemy się bardziej bogaci niż mając miliardy na koncie. Bo samo posiadanie nie ma wartości duchowej, a jeśli nie pomaga innym - nie daje prawdziwie wartościowej radości ani szczęścia. Można mieć i żyć iluzją, czczą podnietą, ale to drugi człowiek potrafi uśmiechem, pocałunkiem, uściskiem, podaniem dłoni w podziękowaniu i miłym słowem dać więcej radości niż milion dolarów na koncie.
Ciężko jest zrozumieć cierpienie ludzkie i ludzie często przez nie tracą wiarę, ale nikt nie rozumie, że bez doświadczenia, bez rozkładu, bez zniszczenia i powstania- nie ma przemiany dążącej do zdobywania mądrości i doświadczenia. Człowiek jest wieczny, każda dusza jest wieczna i tak naprawdę życie ludzkie nie kończy się na jednym życiu, ale tego też nie powiem, bo oczy ludzkie powinny być skupione na tu i teraz, bo tak najlepiej się organizuje życie, bogate w ład i porządek, a wartości dotyczące tu i teraz skracają czas doskonalenia, nie mniej pomiędzy życiami jest jakiś most - jakaś lina łącząca drogę, bo przecież człowiek to istota o stałych aspektach możliwości - a w każdej z możliwych możliwości musi być mistrzem. Czyli szkoła doświadczenia jest długa, a moja wiara pokazuje, że jest jeden dzień nauki, nauka trwa i uczymy się jak trzeba się zachowywać i jak zdobywać doświadczenie i jak cierpieć.
Człowiek się uczy, to co było trudne wczoraj, nie jest już dzisiaj. Im więcej się w życiu nauczymy, tym nam łatwiej później. I trzeba wiedzieć, że wędrówka dusz, ich nabieranie doświadczenia, to nie droga bezkresu, bo ma koniec, ale jest projektowana w tak klasyczny i racjonalny sposób, że może być wielokrotnie powtarzana, w końcu tak naprawdę wszystko składa się z cykli. Tak samo posilanie się czy wypróżnianie, tak samo praca i jej zadania oraz sen i odpoczynek. Już dowód przeważającej większości rzeczy cyklicznych nad niecyklicznymi udowadnia, że życie jako ciągłość musi być zbudowane na podobnym fundamencie i być etapem a nie jedynym danym istocie ludzkiej aktem przebłysku istnienia. No, ale to już jest filozofia. Zasadniczo lepiej myśleć w granicy jednego życia i śmierci oraz zbawienia, bo człowiek wierzący - bardziej się stara. Wysila się, aby być dobrym człowiekiem, bo czas ucieka.
Niektórych wydarzeń złych może i chcielibyśmy uniknąć, ale kto chce się szybko szkolić musi wziąć pod uwagę ciężar nauki. To wymaga siły charakteru i przygotowania i wtedy drogi życia idą bezdrożami, gdzie niemal nikt, bo tak uczą trendy i anty-nauki świata, nie chodzi. Musi zrozumieć, że mój pontyfikat jest źródłem nauki. Bóg - mój ojciec i ludzkości, tak naprawdę, nie wymaga żadnego rozwoju, ale jak inaczej osiągnąć jakąś wartość prawdziwą, wypracowaną swoim potem, bólem ramion i serca? Jak osiągnąć dojrzałość, siłę, spryt, szlachetność, wielkość, mądrość - wszystko to, co wpływa na powszechny szacunek? Jeszcze mi ktoś zarzuci, że największą kuźnią szacunku jest piekło, cóż..., to prawda, ale takie, które do niego nie prowadzi, bo cierpienie wydarte Szatanowi z bluźnierczych planów to takie - które jest poświęcone czemuś dobremu, czyli ofiarowane na zbożny cel. W takich warunkach rozumowania można dojść do wniosku, że oddanie się demonom we władanie, które sprawiają cierpienie najgorsze, jest taką super siłownią. Nie powiedziałem tego - ani nie powiem, ale to prawda. Dodam jeszcze, że cierpienie sporadyczne i cierpienie ciągłe może dają różne efekty (konsekwencje swojej wartości), ale są równie szanowane. Pamiętaj, człowiek, który choć raz cierpiał, bliższy będzie drugiemu człowiekowi i szybciej pomoże, bo sam wie, co znaczy kryzys i ból, bo znając to, co najgorsze, stajemy się bardziej wyrozumiali i prędzej rozumiemy drugiego człowieka.
Nie powiem też, że innej drogi do najwyższych zaszczytów nie ma niż przez piekło, ale to też prawda. Każdy chyba rozumie, że wzorcowa rzeźba ciała kosztuje trening i przejście przez zakwasy i ból stawów i wymaga też odpowiedniej diety i trenera, tak samo jest z mądrością i wartością osobistego stanu, to wszystko wymaga warunków, instrukcji i chęci. Cały pęd świata ku komfortowi - to droga iluzji przeciwna drodze wartości i rozwoju, wiedzą to mędrcy zarówno wschodu (treningi Shaolin, lekcje buddyzmu) jak i zachodu (kto ma uszy niech słucha).
Dobra, chyba napisałem za dużo. Oby ten pamiętnik nie wpadł w niepowołane ręce, bo będzie kabaret.

- NOTATKA: - UKRYĆ PAMIĘTNIK. NIE PIĆ WIĘCEJ PODCZAS PISANIA PAMIĘTNIKA, BO ZDRADZAM NAJGORSZE TAJEMNICE.

CHRYSTUS

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz