piątek, 2 grudnia 2022

Trzy purpurowe krzyże

Byla noc, ciemna i mokra, deszcz juz drugą godzinę stukocze o parapet. Na ulicy nie ma nikogo, prócz czarnego kota, szukającego komu drogę przeciąć.
Jestem ukamienowaniem i zmartwychwstaniem - woła świr w psychiatrycznym szpitalu, ale on jest ofiarą kościoła, biedak uwierzył, ze jest Bogiem. Naiwniak pewnie podatny na socjotechniczna manipulacje medialną, wszytko wcisną czlowiekowi, szczególnie bycie kims, szczególnie kiedy juz człowieczeństwo człowiekowi to za mało to mowi sie takim ludziom, ze sa Bogami. a oni w to wierzą. Wypilem butelke Patyka, teraz zapisze monolog stracenca, ugotowanego za wiarę w niewiarę za grzech przeciwko dobru. Kruk co raz glosniej krakal na pobliskim cmentarzu udowadnia ze śmierć jest niezwyciężona.
Nie pragnąłem byc mesjaszem, to.świat mnie nim uczynił, a moze to jakis wyraz tęsknoty za prymalna wielkością, za czyms dawno.temu odebranym... ze człowiek dąży jak ciecz do balansu, do wypełnienia formy swoją treścią.
Na trzech purpurowych krzyzach powiesze trzy grzechy ludzkosci. Pierwszy mamonizm, drugi egoizm, a trzeci narcyzm. Szkarlatna krew trysnie z winnych. Niebo pokryja perseidy. Koniec grzechu ludzkości nadciąga falą.

poniedziałek, 7 marca 2022

BIesiada za zamkniętymi drzwiami podświadomości



WPOROWADZENIE :

Była dwudziesta, za oknem szumiał wiatr łopocząc chmury burzowe, rozganiając je w kierunku wschodu. Pełnia księżyca wyłaniała się z mroku zasłoniętego ołowianą pokrywą nieba. Byłem podekscytowany, naftowa lampa płonęła na stole, a tuż obok stało kadzidło lawendowo-wisniowel. To jutro był dzień publikacji mojego opowiadania, już za dwanaście godzin ujrzy światło dzienne wraz z gazetą Times, gdzie prócz mojej krótkiej pracy, ukażą się inne zdumiewające i przełomowe dzieła. Nie mogłem spać, cierpiałem na problemy neurologiczne odbijające się na stanie psychicznym, akt jej był zwyrodnieniem moim, ów wrzodem na dupsku, bolesnym i męczącym, szczególnie w wieku młodym, gdy to kształtowałem się, aby w dorosłe życie wejść przygotowany. Brak snu, choć zdarzało się, że silne dawki opium mnie powaliły, nie sprzyjał stylowi życia, jaki chciałem wieść. Szukałem zaledwie normalności, której tak bardzo mi brakowało. Jedyne siły jakie miałem poświęcałem na pisanie. Był to ostateczny akt produktywności w moim życiu, z którym wiązałem nadzieje. Nie było łatwo sforsować krytykę i napisać coś, co by nie zrujnowało nazwiska mojego ojca. Nigdy nie chciałem go zawieść, jednak obciążenia psychiczne, jak to mój lekarz mówił, to nie bajka a karkołomna gra, w której zwykle się więcej przegrywa niż wygrywa. Cierpiałem, ale to nie było zwykłe cierpienie, brak snu potrafił wyrządzić kolosalne szkody. Potrafiłem nie spać tygodniami, a potem zasypiać dzięki silnym dawkom leków nawet na czterdzieści osiem godzin, co dyskwalifikowało mnie z rytmu życia jaki wiedli mieszkańcy mojego miasta. Dorzecze Wisłoki miasto Mielec to zindustrializowany teren, ale też owiany pewnego rodzaju tajemnicą. W innych miastach pytania takie jak skąd w wieczności pochodzę i dokąd zmierzam są łatwe do odpowiedzenia nań, a u nas jakby próba przełamania tej prostoty wymaga mózgu, i rozumu którego niewielu cechowało. Osobiście należałem do osób, które marazm tych pytań przełamali, jednak nie było nas wielu. Fakt ten dawał wiele podejrzeń. O bezinteresowność i bezcelowość ludzkiego życia w naszym regionie, tak jakby zanurzyli się w egzystencję nie zadając pytań ani nie szukając odpowiedzi. To było w pewien sposób dobre, bo dawało pewnego rodzaju wyższość tym osobom, które ogarnęły te proste pytania, choć wcale nie chodziło o poniżanie innych, to w granicach poziomu świadomości robiło dużą różnicę. Ogólnie zarysowując problem, to sfera intelektualna nie była tak bardzo widoczna w atmosferze jak w przypadku Krakowa czy starówki warszawskiej. 

Jutrzejszy dzień miał otworzyć kolejny rozdział w moim życiorysie. Dzieło pt. "Biesiada za ukrytymi drzwiami podświadomości" miał być rewolucją światopoglądową i ciekawą historią dla lubiących fabularne historyjki. Miałem nadzieję, że kończąc ostatnie zdanie wzbudzę coś na wzór orgazmu, wstydzę się tego, ale nie udało mi się tego dokonać. Byłby to zwieńczeniem kilku miesięcy pracy nad tekstem, jednak w mojej ocenienie nie osiągnąłem tego pułapu.

Pijałem kawę nawet późnym wieczorem, stwierdziłem, że nawet jeśli nie mogę zasnąć kawa niczego nie zmieni. zapach delikatnie unosił się w pomieszczeniu biura, w którym lubiłem siedzieć i rozmyślać. Zawsze mówiłem do swoich uczniów w szkole w której pracowałem, że mózg to narzędzie duszy, która jak pryzmat rozbija naszą wartość w ułamki myśli. Tęcza powstaje, więc nad każdym kto coś tworzy, produkuje. Tęcza twórczych energii i rozważań.

Kawa dodaje wigoru i pozwala ominąć efekt zmęczenia spowodowany brakiem snu, to było lekarstwo ponad miarę, lek, który łagodził chorobę, ale nikt kawy lekiem nie nazwał jeszcze, cóż, pomyślałem, chyba jestem pierwszy. Każda kropla spływała do gardła, a ja relaksując się i próbując nie stresować publikacją odpływam w świat swoich przemyśleń. Ostatnio, dosłownie kilka dni przedtem uświadomiłem sobie po odczuciu słynnym i powtarzalnym De ja vu, że nie żyję pierwszy raz tego życia, że już je wcześniej wiodłem i w dodatku nic się nie zmienia. Częściowo motyw ten zawarłem w opowiadaniu, jednak teraz poczułem głębię, której nie znałem wcześniej. Wiedziałem, a nie podejrzewałem faktu reinkarnacji. Co za tą myślą idzie, to fakt, że cała planeta się odradza, ma swój początek w czasie i koniec i tak w koło zaczyna się ludzki los i kończy, jak książka którą można kupić, przeczytać, i wrócić do niej kiedy się tylko zechce. Formalne de ja vu stało się kluczem do wrót świadomości, po małej analizie wiedziałem, że jest ich kilka, ale cieszyłem się, że mam ten pierwszy. Kolejny musiał być tym dotyczącym celu egzystencji, a następny sposobów jej przebycia. Ostatni z paczki dotyczył informacji oskich o stworzeniu. Czyli ostatecznej prawdy o życiu. To oczywiście tylko założenia lunatyka w bezsenną noc, pijącego gorącą kawę, jednak nie były dalekie od poszukiwań ludzkich, więc musiały być sztandarowe w rozmyślaniach filozofów i myślicieli naszych czasów.

Położyłem się by czas leciał szybciej, w oparach opium zasnąłem, lecz dawka jego była kolosalna, dlatego rzadko sypiam, koszty przerastały budżet i nie dały mi w pełni funkcjonować, co prawda ojciec pozostawił majątek po śmierci, lecz nie aż tak treściwy jakby się wydawało. Musiałem być ostrożny.

Po pobudce udałem się do kiosku po gazetę, by zobaczyć swoją publikację. dzieło, które miało zmienić oblicze moje w opinii publicznej, a z którego chciałem być dumny, jak z narodzonego syna.

Deszcz delikatnie padał z  nieba. Chodniki mokre i śliskie wiodły mnie do kiosku oddalonego o przecznicę. Gdy dotarłem i zakupiłem gazetę postanowiłem udać się do Cafe Kredens na Wuzetkę,  aby w spokoju zająć się obejrzeniem swojego opowiadania. Usiadłem i otworzyłem gazetę na ósmej stronie. Treść była świeżą jak farba, którą wydrukowano gazetę zapach jej mieszał się z kawą i treścią, tworząc kompozycję majestatyczną. Zacząłem czytać.


OPOWIADANIE


BIESIADA ZA UKRYTYI DRZWIAMI PODŚWIADOMOŚCI.


Hej  powiedział nieznajomy na ulicy. W pierwszym momencie myślałem, że to nie do mnie, jednak osoba wołająca powiedziała - Hej Jurek, zaczekaj ! Nie wiedziałem, że tu będziesz!

Odwróciłem się, a Artur, stary kolega z wojska stanął przede mną po dwudziestu latach nieobecności. Nie kontaktował się od słynnej imprezy pożegnalnej w restauracji Biesiadnej, kiedy to on i grupka wojaków wyjeżdżała na misję do Gruzji. Dziś mijało równo dwadzieścia lat, jak się okazało, Artur postanowił wrócić do starych klimatów i odnowić znajomości z przed lat - powiedział to krótko - Jurek jak się cieszę, że cię widzę, kopę lat, stęskniłem się!

Poszliśmy do pierwszej restauracji jaka się nawinie podczas spaceru i zaczęliśmy od zamówienia kawy. Artur wyglądał świeżo, zdrowo i w pełni sił mimo podeszłego wieku. Ja już byłem zgarbiony, z laską i okularami grubymi jak denka od jabcoków.

Artur wyciągną notes i książkę o tytule Mistyka dziejów - Prawda i tajemnica i gazetę, jeszcze lekko zmoczoną, bo pogoda nie dopisywała. Usiedliśmy i gdy kawa błyskawicznie wypełniła nasze kubki rozpoczęliśmy dysputę. Artur zaczął lekko - Jurku nic się nie zmieniłeś, nadal masz ten nos jak wielbłąd i kapelusz oraz okulary, przez które nikt by niczego nie zobaczył.
Jedyny plus, że mamy o dwadzieścia lat więcej, już nie jesteśmy podlotkami co nie wiedzą nic o świecie, a a pro po świata, to mam wiele do opowiedzenia, gdyż całe dotychczasowe życie podróżowałem. Byłem w miejscach, w których nikt nie chciałby być. Poznawałem ludzi mądrych i tych szalonych i odkryłem, że nie dzieli ich wielka granica. Odkryłem mój kolego zagadkę, jaką mało kto odkrył, a co dopiero odpowiedział na jej treść myśli.

Kabała, Taj Chi, Zen, Buddyzm, Chrześcijaństwo, Islam - te wszystkie wyznania i religie łączą się w całość. Okazuje się, że Bóg tworząc świat rozsypał mądrość w granice różnych kultur i cywilizacji i dziś odkrywając wszystkie i czerpiąc klucze ich możemy odkryć wiedzę absolutną. To klucz Salomona wręcz. To dar, który pozwala odpowiadać na każde pytanie zadane człowiekowi! Wiesz, znalazłem esencję w każdej z wyżej wymienionych i teraz mam tylko odpowiedzieć mnichowi buddyjskiemu na jedno pytanie - KIM JESTEM Wydaje się to proste, lecz wcale takie nie jest. Wiesz Jurku w buddyjskiej wierze pełno jest prostoty, lecz praktyka jest zupełnie bardziej skomplikowana. Mam jedną szansę na odpowiedź i nie mogę się pomylić. Jurek wstał od stołu zaniósł kubek do baru, gdyż kelnerka stała za ladą zajęta, poprosił o kawę i usiadł znów. Po chwili ciszy powiedział - Artur - to świetnie, że podróżowałeś i masz takie pasje, ale co to ci da, że odpowiesz na każde pytanie bezbłędnie i najmądrzej na świecie. Osobiście nie widzę zastosowania, być może jestem ograniczony. Artur unosząc głowę dodał -Pomyśl, przecież każde pytanie otwiera jakieś drzwi. Tylko najpierw musisz znaleźć klucz do świadomości. Do własnego JA. Tę drogę aby to zrobić nie przejdziesz sam. Musisz uczyć się od mędrców, którzy już są na tej drodze, którzy doszli daleko. Odnalazłem książkę starożytną w Bagdadzie i przeczytawszy ją wydrukowałem egzemplarz w tłumaczeniu na Angielski. To jest właśnie ta książka którą trzymam w rękach. Ona otworzyła mi oczy.

Świat jest stworzony z atomów i z sił witalnych tak ciała jak i planety. Czakry umożliwiają energetyzowanie się i oczyszczanie ze złych przywar duchowych i mentalnych. Ludzie mają problemy z kognitywnością i z ukierunkowaniem aby robić coś dla ogółu a nie tylko dla siebie.

Wiodą swoje życie i wpadają w problemy bo nie słuchają innych. Bo sami nie są wyprofilowani tak, aby dać sobie rade. Jednak problem jest elementem napędowym tak dla myślenia jak i działania. Głód jest problemem, ale kształtuje potrzebę pracy zarobkowej i w konsekwencji te kulturę kulinarną i pozwala na przyjemność zaspokojenia. Zepsucie sprzętu napędza firmy naprawcze i wzbudza obrót pieniądza tak jak przymus spożywania. W rzeczy samej problemy są po to, aby coś napędzić, zastanowić - pozwalają na wzbudzenie wyższych obrotów umysłu, napędzają inteligencję i mądrość. Gdyby nie one byłby zastój. Oczywiście można powiedzieć, że problem może być czysto hipotetyczny, ale przeżyć a pomyśleć to dwie róże kwestie. Przeżycie jest esencją istnienia, zbieramy wspomnienia jak kamyki na plaży, to są nasze pamiątki - unikalne w skali każdego człowieka. Doświadczanie to sens istnienia, jednak wyższym szczeblem dla dojrzałych jest rozwój. Podobno na pewnym etapie rozwoju świadomość się powiększa i mądrość staje się doskonałą pochodnią. Według mistrzów wschodu moja numerologia udowadnia powództwo mesjańskie we krwi. To oznacza, że mam misję do wykonania. Gdybym znał odpowiedzi na wszystkie pytania to przecież mógłbym naprawić świat, oczyścić zło i stworzyć warunki do życia nie tylko dla siebie, ale dla każdego.

Dwa dni temu spotkałem buddystę, który powiedział, że odpowiedz na moje pytanie brzmi dumnie i przeklęcie. że to jak z Jin Jang. Nie można być tylko zimną wodą ani tylko światłem.- trzeba być też wrzątkiem i ciemnością. Ale kropki na tym znaku symbolizują uziemienie i element posiadania - stan duszy właściciela wisiorka. Życie wiedzie nas zawsze w dobrym kierunku, problem tylko mają ci, którzy przebywają na bezdrożach, gdzie są sami pozostawieni sobie, tam wtedy jak Chrystus walczą z szatanem. Pokonują mroki własnego umysłu siła wiary lub samozaparcia własnych energii witalnych.Ja właśnie skończyłem walkę, która wygrałem. Teraz muszę obudzić