środa, 27 grudnia 2023

Z pamiętnika Boga - Gdy Chrystus nie bywa Bogiem

Z pamiętnika Boga - Gdy Chrystus nie bywa Bogiem
 
Schwytałem różę czerwieniejącą przy blasku księżyca. Łąka w ciemności przypominała cmentarz, ale kwiaty nie były martwe, one tylko słodko spały. Zemsta za koronę cierniową miała się dokonać. W jednej kieszeni miałem nóż, a w drugiej denaturat. Opcje były dwie. Pierwszą spalenie w popiół obciętych kolczastych drapieżności a drugą skakanie po ciele wielmożnej przyczyny cierpienia, aż wydusi z siebie ostatnią łunę miłosierdzia - słowo przepraszam.
Nie wiedziałem tylko skąd wziąć rzymskich żołnierzy - w końcu to oni byli lalkarzami pociągającymi za sznurki, to oni dokonali aktu ukoronowania. Przez chwilę pomyślałem, żeby im wybaczyć - w końcu Rzym upadł. To była puenta idealna - Rzymu już nie ma, a korona tkwi na każdym falsyfikacie Krzyża. Wydaje się, że jest twardsza od Rzymu.
Ale miałem wątpliwość. Przecież winy przechodzą ze spadkiem do siódmego pokolenia, a po dwóch tysiącach lat - wydaje się jakbym stracił rachubę, jakby data ważności na wyroku się przeterminowała.
Księżyc nadawał uroku miejscu dokonania się misterium sprawiedliwości, oświecał miejsce, gdzie staję się sędzią i katem.
Wziąłem i bez strachu ściskam różę za łodygę, pozwalając, aby kolce wpiły się w moją krew. Aby ona poczuła respekt. Byle nie za długo - powtarzałem sobie, bo jeszcze się zaprzyjaźnimy.
Mówiłem do róży - W imieniu Boga jedynego, w obliczu dowodów i akt sprawy - biorę cię i pozbawiam życia. Wyrok zapadł jakby spontanicznie, nikt nie protestował oprócz Faryzeuszy. Głosy ich słyszę - jakby wyłaniające się z mroków pamięci. Wręcz czuję smród ich zepsucia, jak unosi się wokoło. Nadal mówią, że nie jestem Bogiem, ani zbawicielem, ani prorokiem. Nawet dziś ewidentnie widać, że nie mają racji. Spławiłem to natręctwo. Gumką oczyściłem jaźń z nieczystości. Sam czułem się trochę nieczysty. Wydaje się, że powinienem przebaczyć róży, w końcu czas leczy rany, a to przecież już dwa tysiące lat, a ja nadal nie dorosłem. Tak - kłamałem - nie zawsze trzeba nastawiać drugi policzek. Na szczęście nikt mnie nie widzi. Przecież ten wyrok i jego wykonanie to tylko dla mnie. Musiałem odreagować. Wprowadzić dzikie katharsis do mojej psychiki.
Teraz liczy się tylko wyrok. Temida byłaby dumna ze mnie. Czasem też czuję się ślepy jak ona. W końcu, aby żyć spokojnie trzeba zasłonić oczy przed wszechwiedzą. Wyrok zostanie dokonany o wschodzie słońca, jednak jeszcze nie zdecydowałem jaki on będzie. Niby dwa pomysły były dobre, ale borykałem się z niepewnością.
A może lepiej rozszarpać ją na odłamki płatków, wyssać jej soki z ust i zwymiotować na łodygę. Chociaż to pachnie syndromem Sztokholmskim, pachnie to jakimś fetyszem, jakby dewiacją, a na to nie mogłem sobie pozwolić. Kolejną fantazją było przybić różę do krzyża i pozwolić jej uschnąć w ostrym słońcu wakacyjnym. Zasadniczo to już jest wyrwana z ziemi - pewnie kontempluje swoje przemówienie finalne, decyduje w celi śmierci - w tej kieszeni marynarki, co zjeść na ostatnią wieczerzę.
Gdy słońce wstało, zacząłem odczuwać wątpliwości. Niby już wszystko gotowe, wystarczy skumulować nienawiść i całą traumę i wyładować się, dokonując sprawiedliwości. Jednak dochodziły mnie myśli, że róża to przecież przedmiot, że nie ma duszy, nawet podejrzewałem, że zwariowałem wpadając na taki pomysł.
Nie było odwrotu, chwyciłem różę i w akcie spazmatycznej eskalacji obdarłem róży płatki i podarłem na kawałki wołając - Czy czujesz mój ból suko! Potem łodygę obciąłem z kolców, które wsadziłem w usta i gryzłem wypluwając zmielone niebezpieczeństwa. Gołą i zranioną resztę zielonego tułowia przybiłem do krzyża i polałem denaturatem, aby następnie ją podpalić. Cisza trwała zmrożona, a ja słyszałem, jak róża krzyczy. Z jednej strony czułem rozkosz i uwolnienie, lecz po chwili odczułem poczucie winy. Atak paniki mnie opanował i nie dawał za wygraną. Zapłakałem. Każda z kropel łez spadała na wyplute kolce. Bałem się. W pewnej chwili ból winy nie dał mi wyboru. Krzyknąłem - Przepraszam. Przepraszam, że to zrobiłem. Pragnę kochać, a nie zabijać. Przecież muszę wybaczać, ale czy ona mi wybaczy? Zwłoki róży milczą zimne, bez tętna i bez oddechu. Ta róża była moim człowieczeństwem. Już nic z niego nie zostało. Zdradziłem. Nie tylko własne nauki, bo też wszystkich wiernych. Przestałem wierzyć. Przestałem być Bogiem. Już nie byłem czymś. Byłem niczym. Pozostało czekać tylko aż Bóg znów stworzy we mnie świat. Świat w nicości. Oby tylko nie trwał w pętli, przynajmniej nie szubienicznej, tak jak odczuwam siebie, teraz gdy pozwoliłem sobie umrzeć. Umrzeć zabity własną zemstą.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz